Thursday 20 February 2014

Show me, show me...

Sobota.Trafiliśmy w końcu do Maternity triage. Kolejka niedługa, wiec szybko zaczął się cały proceder badań, ciśnienie, krew, monitorowanie, znów krew, bo w książce zostały nalepki ze starym nazwiskiem, znowu krew, bo wyniki wskazują niski poziom krzepliwości. Cała ferajna czekała razem ze mną...ze 4h. Wyniki w poniedziałek . Napisałam Iwonie, że do tego dnia, nic się pewnie nie wyklaruje z porodem, więc niech wpadają w odwiedziny.
 Niedziela minęła szybko. Wieczorem spotkaliśmy się z całym towarzystwem jurkowo - leonowym. Zoe taka duża już. Cała trójca byłaby zdolna roznieść to mieszkanie...dlatego dobrą okazją wydawało się zaplanowane przedstawienie jednego z programów dziecięcych CBeebies na środę .
 Iwona przyjechała ok 14, szybki obiad i wyszliśmy po te wyniki i spacer przy okazji. Przez ten krótki moment Michałowi zdążyło podskoczyć ciśnienie. Trudna sprawa. Jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś innego, jednak gorszą kwestią są zawsze poniesione jakieś straty. Spacer wykończył naszą młodzież, wiec szybko odpadli z gry . Wyniki krwi z dnia dzisiejszego - jutro.
 Czekamy na jakikolwiek ruch w strone porodu, jednak wydaje się, że nie  ma postępu. Nawet długie spacery i gorąca kąpiel nie pomagają.
Środa, urodziny  naszego Tatka , dzień powtórki  badania krwi,teatr na 14, ściskać nogi, żeby dzień Michała był tylko jego! . Antonio juz w nocy podśpiewywał 100 lat. W kwestii prezentu - ja tylko płaciłam. Upieklismy tez z rana ciasto. Chyba się mąż cieszył ;) Badanie krwi przekształciło się w monitorowanie i decyzje o przyspieszeniu skurczów. Bolesna sprawa. No i z teatru nici...do ostatniego momentu jeszcze miałam nadzieję...I do tej pory jak się nic nie działo, tak dalej się nic nie dzieje. Najwidoczniej oboje nie widzimy tego światełka w tunelu ;)

No comments:

Post a Comment