Tuesday 14 February 2017

Ku wiośnie

Rok temu o tej porze trzymałam się za głowę, do tego stabilnie oparta o ścianę. Half term- wakacje w szkole się zaczęły, a wtedy dzieci akurat dostały ospy wietrznej i czekało nas przymusowe siedzenie w domu. W tym roku jest o tyle lepiej, że chłopaki zdecydowanie lepiej się dogadują...ale nie przesadzajmy, bitwy się zdarzają.
Pogoda naprawdę zapowiadała się iście wiosenna - nawet tę zmianę zauważył sam Antek.
Oczywiście poza noworocznymi postanowieniami ( których właściwie w tym roku nie mamy), zawsze planuję ciekawie zorganizować dzieciom tydzień wolnego. Dziś się nam to całkiem udało.
Poszliśmy na przedstawienie dla dzieci "Pat a cake baby" w Jackson's Lane. Przedstawienie kukiełkowe, jednak rozczarowały mnie dialogi z blaybacku. Najważniejsze, że dzieciakom się podobało. Julek nawet głośno brał czynny udział.
Pogoda słoneczna ale zdradliwa. Właściwie nie. Jak zawiało, było tak zimno, że w parku zamarzłam na kość. Jakim cudem dzieciaki miały ciepłe ręce ?! Po powrocie do domu musiałam wziąć gorący prysznic, żeby odtajać ;) brrr
Za chwile przyjechała Katherina z Jurkiem i Sofie ( Maria jest w Grecji u cioci) a potem Luca. I tak do północy, a razem z nami Antek ;)
Musimy popracować nad byciem dobrym gospodarzem.
Nie to, żebym ja za dziecka była idealna. Mówiłam gościom, żeby już szli bo ja chciałam spać, albo zapraszając kogoś, kogo naprawdę nie chciałam, pisałam godzinę końca imprezy, czego się w Polsce przynajmniej kiedyś nie praktykowało. Tu się praktykuje. 2h i do widzenia.

Monday 13 February 2017

Powroty

Można by to nazwać wielkimi powrotami, nowymi rozdziałami albo tylko chwilowym przypływem wolnego czasu ( choć to zdecydowanie nie to!). Kiedy rozważam plusy płynące z pisania jako procesu psycho- fizycznego, do tego ta perspektywa jedynej i niepowtarzalnej pamiątki na starość kiedy pamięć zawodzi....
Boże daj mi siłę pisać te dwa zdania dziennie, plizzz
W BBC program o Otisie Redding - tyle tych świetnych piosenek, których wykonawca był zawsze dla mnie niezidentyfikowany, choć głos wprost rozpoznawalny i charakterystyczny. Miał tylko 26 lat a osiągnął tak wiele.
A ta - moja ulubiona!


Ale nie odkładając w nieskończoność rozprawki,  która mnie czeka z ostatnich 3 lat co najmniej, musze oczywiście zrobić to powoli, choć postaram się systematycznie.
No to siu....

Wednesday 5 March 2014

pierwszy spacer, pierwsza kąpiel.

Nie chce pisać, że za drugim razem takie wydarzenia nie mają znaczenia...może całe zamieszanie dookoła kładzie cień na te dobre momenty.
Mija drugi tydzień, kiedy żyjemy sobie w czwórkę. Początki były łatwe, teraz wydaje się, że Julek polubił juz ciepełko naszych ramion i łóżka. Do tego Antek i Julek potrzebują czegoś od nas w jednym czasie. Antek jest zachwycony ale i sfrustrowany. Żal mi się czasem robi. Przytulam ile mogę. Jednak niewiele mogę.
 Pępek odpadł wiec zdecydowaliśmy się na kąpiel. Po jakiś 8 dniach. Mamy ten fajny przebierak gdzie schowana jest wanienka, wszystko na poziomie klatki piersiowej, żeby nie musieć się schylac. A to jeszcze jest na kółkach. Plan gotowy. Michał z Antkiem w wannie a ja obok kąpie malucha. Nalewam wody do wanny. Wjeżdżam przebierakiem - na styk. Bez dostępu do kranu wanny, bez dostępu do wanienki - pomyłka . wyjeżdżam. idę z całym tobołem do naszego pokoju. nagrzewanie od nowa. Młody rozebrany nawet nie robi dużo szumu, wkładam do wyprofilowanej wanny. Tylko czego profil to miał być?! Po chińsku, po paru łzach i paru chlusnieciach wodą, chyba oboje odetchnelismy z ulgą .
A pogoda na dziś to słońce i 13 stopni. Tak naprawdę nie obchodziłoby mnie to, bo wystarczy co widzę zza okna. I tak nie planowałam wyjść z domu przez pierwszy miesiąc. No ale pani z kliniki zasugerowala, że może nie warto tyle czekać. Sama się napaliłam, tym bardziej ze bobek nie złapał ode mnie żadnego wirusa w ostatnich dniach. Chyba zbyt spontanicznie bo więcej było przygotowań niż samego spaceru. Ale dla Julka przespany, dla Antka męczący, dla mnie orzeźwiający w promienie słoneczne na mej pięknej, jak zwykle po przejściach facjacie  - spacer.  Czy ta wiosna juz idzie?! Bo wszystko kwitnie?! 


Wednesday 26 February 2014

Nastał dzień "zero"

W piątek, 21-szego lutego mieliśmy zgłosić się do szpitala. Wóz albo przewóz. Rano odwiźliśmy Antośka do Angeliki, Mikołaja i Wiktorii. Dodatkowo mama i siostra z córką i mężem na stanie - synuś szybko się rozkręcił, ale też wyczuwał spisek . Dzielnie jednak się pożegnał, a my pełni obaw i strachu pojechaliśmy na porodówkę. Spędziliśmy tam w sumie prawie 24h z całą akcją. Przygotowania były strasznie rozciągnięte w czasie i nudne do przeczekania. Pomiary, badania, chodzenie, chodzenie i jeszcze raz chodzenie. Musieliśmy wymknąć się ze szpitala, żeby urozmaicić sobie czas, bo w szpitalu w ciągu godziny, można było go obejść 3 razy wzdłuż i wszerz. O 21-szej przyszedł czas na drugą dawkę hormonu rozluźniającego, którego działanie nadało wszystkiemu szybszy bieg .
Moją położną na tę noc była Astrid. Strasznie sympatyczna, wyglądająca jak Heidi, przypominająca mi Kasię Pietrasik austriaczka . Jak zwykle, zgadali się z Michałem o Wiedniu.
Próbowałam spać jak najwięcej, Michał czytał książkę "the zen of fish". W moich myślach krążyła tylko myśl, żeby zdążyć skorzystać z toalety. Wzięłam prysznic i poprosiłam o znieczulenie. Śpiąc czułam jak w głowie wiruje, środek nocy, kolejne pomiary, nadchodzące skurcze a do tego mdłości. Atak dwustronny.Ponieważ na basen nie było już szans plan był następujący: Skurcze, znieczulenie zewnątrzoponowe, przebijanie wód, i jak nic nie pomoże to cesarka. Na salę trafiliśmy o 5.  Praktykując dalej techniki oddychania, tym razem przy wspomaganiu gazu, i tak musiałam miażdżyć rękę Michała. Położne przygotowywały papierkową i znieczulenie mając czas przy 7 cm rozwarcia, gdy nagle wszystko się zaczęło....Myśląc, że jednak muszę do toalety, okazało się, że to bejbik pcha się już na ten świat. Co za ironia, tyle czekał, to już mógł dać trochę więcej czasu na pełne przygotowanie. Ale nie...pewnie to i lepiej dla mnie, bo mniej czasu spędziłam w bólach. Oczy miałam, cały czas zamknięte, nie wiem czy ze zmęczenia, czy tak łatwiej było znosić ból, czy może jeszcze sama nie chciałam widzieć siebie oczami wyobraźni. Parcie z całej siły, żeby tylko szybko skończyć przedstawienie przeplataly się z panicznymi wdechami i wydechami. A gdy zobaczyłam Julka juz osobno (A z imieniem to już osobna, długa historia)  na wadze, zapadłam obezwladniona w długi, beztroski sen. Reszta zabiegów przeprowadzana ze mną była już mi totalnie obojętna. Najważniejsze, że najdłuższe i zarazem najkrótszy wyzwanie ostatnich lat (1 24 min. 1 i 2 stadium) dobiegło końca i że mimo zagrożeń wszystko z nami jest w porządku.










Thursday 20 February 2014

Show me, show me...

Sobota.Trafiliśmy w końcu do Maternity triage. Kolejka niedługa, wiec szybko zaczął się cały proceder badań, ciśnienie, krew, monitorowanie, znów krew, bo w książce zostały nalepki ze starym nazwiskiem, znowu krew, bo wyniki wskazują niski poziom krzepliwości. Cała ferajna czekała razem ze mną...ze 4h. Wyniki w poniedziałek . Napisałam Iwonie, że do tego dnia, nic się pewnie nie wyklaruje z porodem, więc niech wpadają w odwiedziny.
 Niedziela minęła szybko. Wieczorem spotkaliśmy się z całym towarzystwem jurkowo - leonowym. Zoe taka duża już. Cała trójca byłaby zdolna roznieść to mieszkanie...dlatego dobrą okazją wydawało się zaplanowane przedstawienie jednego z programów dziecięcych CBeebies na środę .
 Iwona przyjechała ok 14, szybki obiad i wyszliśmy po te wyniki i spacer przy okazji. Przez ten krótki moment Michałowi zdążyło podskoczyć ciśnienie. Trudna sprawa. Jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś innego, jednak gorszą kwestią są zawsze poniesione jakieś straty. Spacer wykończył naszą młodzież, wiec szybko odpadli z gry . Wyniki krwi z dnia dzisiejszego - jutro.
 Czekamy na jakikolwiek ruch w strone porodu, jednak wydaje się, że nie  ma postępu. Nawet długie spacery i gorąca kąpiel nie pomagają.
Środa, urodziny  naszego Tatka , dzień powtórki  badania krwi,teatr na 14, ściskać nogi, żeby dzień Michała był tylko jego! . Antonio juz w nocy podśpiewywał 100 lat. W kwestii prezentu - ja tylko płaciłam. Upieklismy tez z rana ciasto. Chyba się mąż cieszył ;) Badanie krwi przekształciło się w monitorowanie i decyzje o przyspieszeniu skurczów. Bolesna sprawa. No i z teatru nici...do ostatniego momentu jeszcze miałam nadzieję...I do tej pory jak się nic nie działo, tak dalej się nic nie dzieje. Najwidoczniej oboje nie widzimy tego światełka w tunelu ;)

Friday 14 February 2014

Niepokój powraca

a nasila się wieczorami, kiedy wiadomo, że kontakt z służbą medyczną jest ograniczony...tak więc odkrycie dzisiejszego wieczoru - cholestaza. Brak apetytu, utrudnione krzepnięcie krwi, gnicie wód płodowych?! Nie darowałabym sobie. 4 tygodnie okropnego świądu a obwiniałam nowy dywan...uświadomił mnie poniekąd Jurek tydzień temu ale nie wspominał o koniecznosci konsultacji z lekarzem. Zła jestem i tyle . Czy za drugim razem się bardziej bagatelizuje - nie wiem . Nie sądzę. Na pewno jest tak z wizytami u położnych. Jest ich zdecydowanie mniej...Przeczekajmy do jutra.
Zrobiłam wczoraj pierwsze pierogi ruskie. Super wyszły choć tyle bałaganu.
Praca na swoim coraz bardziej ma realny wymiar. Niestety tym razem nie opiera się to tylko na samym gotowaniu, ale i odpowiadaniu na zapytania klientów, wycenę, pertraktowaniu,  organizacji własnej pracy i danych zebranych w jej trakcie...I to wszystko tak by nie ponieść przynajmniej strat.
 Musieliśmy przejść tego wieczoru przez 11 maili z różnymi zapytaniami...spotkania, omawiania, liczenie...będzie wesoło.
Z cyklu powiedzonka Antka:
"budź się, dzień"
 "mamusiu siu" lub "Antosia sia""
"uważaj mamusiu, Antos bum bum, o kurka blada"


 muszę to zapisywać na bieżąco :)


Thursday 13 February 2014

Domowe CSI

Podoba mi się Czarek...chyba musimy znów przejść przez listę męskich imion bo jakoś trudno zdecydować się na jedno które naprawdę się nam wspólnie podoba. Dziewczynka załatwiona. Decyzja nie wydaje się być pilna...a mogłaby juz, po chyba piękne .Gościliśmy ostatnio Kerstin i Pascala.  Podróż niespodzianka z okazji jej urodzin, krótka. Mieliśmy szansę ich ugościć jeszcze w tamtym mieszkaniu . Pobyt z atrakcjami. Po urodzinowej kolacji w restauracji u Michała wrócili do I tak pustego mieszkania, do którego jeszcze się włamano... zmiana zamków, naprawa okiennic, pani szukająca odcisków palców...